czwartek, 25 kwietnia 2013

Wrocław must-sees: a short guide of sightseeing classics

If you are going to spend a weekend in Wrocław. Or if you have just come for your Erasmus term and you do not know where to take your visitors so that they won't miss anything essential, here is a short guide of the classical must-sees. (The list of alternative might-sees is to come. Hopefully)

(I won't put Rynek here! Come on, you will get there by yourself)

1. Hala Stulecia/Centennial Hall
http://www.halastulecia.pl/en/

Hala Stulecia is a UNESCO Heritage site and probably the most unique tourist attraction in Wrocław. It is a must-see for all the architecture fans. Nature-lovers will be delighted as well. Hala is situated in a beautiful park, facing the Japanese garden. There is a largest fountain in Poland with water shows taking place every hour. This area, called Pergola, is an ultimate chill-out zone, where many people bask in the sun, read, or just lie on the grass. (In the winter there is an ice ring!).



2. Panorama Racławicka
http://www.panoramaraclawicka.pl/en/what_to_see.html

I will warn you - Panorama Racławicka is weird stuff. Have you ever been in the middle of the painting? If not, go and see. It is not about the picture being a masterpiece it is more about the visual effect that it creates and the real-unreal dilemma that we face standing amidst the battlefield.


3. Ostrów Tumski
https://en.wikipedia.org/wiki/Ostr%C3%B3w_Tumski,_Wroc%C5%82aw

Ostrów Tumski is a former island at the heart of Wrocław. It is a place where the city started and probably an area with a highest churches-ratio per square kilometre in Wrocław. Ostrów is a perfect place for a lazy afternoon walk and getting a feeling of 'historicness' surrounding you. With its old brick walls, cobbled streets, little gardens and river being so close it is very picturesque. You can visit the Cathedral Tower and see a panorama of the city.      



4. Aula Leopoldina
http://www.muzeum.uni.wroc.pl/aula-leopoldina

Aula Leopldina is a great example of baroque architecture. It is situated in the university building at the riverbank. If you like being overwhelmed with grandeur and see a university room that (in the opinion of many foreigners) opinion resembles a church, go there.  


5. Dwarfs
http://krasnale.pl/en/
To see the dwarfs (that are a symbol of Wrocław) you do not have to go anywhere. Walking around Rynek area and keeping your eyes peeled is enough. But it's worth seeing the father-dwarf (Papa Krasnal) in Świdnicka, which was the first one. It represents the best the role dwarfs had in fighting the communist regime in Poland... 'Wait a minute' - you can ask - 'What have dwarfs to do with a dissident movement?' But I won't answer this question here, I advise you to find out yourself, when you are in Wrocław!


wtorek, 16 kwietnia 2013

Fajne kawiarnie we Wrocławiu: Amorino

Amorino
ul. Wita Stwosza 1-2 (na Rynku)
https://www.facebook.com/AmorinoIceCreamGrandCafe

Wnikliwy czytelnik zauważy, że zmieniłam tytuł. Amorino nie można nazwać knajpą - to typowa kawiarnia. I miejsce jakich w Polsce brakuje, czyli niepubowe, bez focusu piwno-drinkowego, a z drugiej strony: również nie stawiające w centrum uwagi kawy albo herbaty (co oczywiście nie znaczy, że nie można się ich tam napić)

Amorino jest królestwem deserów - lodów, ciast i innych słodkości. (Oferuje też tarty "wytrawne", ale ich nie próbowałam).

Wystrój jest słodki, lekki, pastelowy; jest jakby architektonicznym odzwierciedleniem tego co w karcie.

Co mogę zarzucić Amorino?  Zbyt dużo "złych miejsc". Tutaj gwoli wyjaśnienia: przez złe miejsca w kawiarni, rozumiem miejsca blisko drzwi, blisko toalety, zbytnio na widoku, przy kelnerach, przy przejściu, w przeciągu i pewnie jakieś jeszcze, które w tej chwili nie przychodzą mi do głowy. Koniec dygresji. W Amorino takich złych miejsc jest dużo, stoliki, który klasyfikuję jako naprawdę dobre miejsca są może dwa.
 
- Co znaczy "amorino"? - pytam moją siostrę, miłośniczkę języka włoskiego i słodyczy. (Zamawia ona zawsze w kawiarniach wspaniałe desery lodowe, który ja jem oczami i w końcu wyżebruję dwie łyżeczki "na spróbowanie", co doprowadza ją do wściekłości) 
- "Amorek".

Ale do rzeczy: na podstawie werbalnych i niewerbalnych reakcji mojej siostry podczas konsumpcji oraz tego co udało mi się uszczknąć z jej porcji, zdecydowanie polecam Amorino zakochanym w lodach.


poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Wiosna przyszła

Kiedy zaczyna się wiosna?

Kiedy pierwszy raz siedzisz w ogródku na Rynku, szczelniej opatulając się szalikiem i chowając dłonie w rękawy kurtki; oczywiście namówiona przez znajomych (bo dla ciebie sezon siedzenia na zewnątrz zaczyna się w kwietniu - w Italii, ale w Polsce - w czerwcu)?

Kiedy wiosna, śnieg, "co zapowiadali", kiedy śnieg stopnieje i ile stopni będzie w weekend, jaka jest typowa pogoda w Polsce, przestaje być tematem codziennych rozmów?

Kiedy nie patrzysz już na termometr przed podjęciem decyzji czy ubierasz czapkę, rękawiczki i zimowe buty tylko  nie ubierasz czapki, rękawiczek i zimowych butów?

Kiedy widząc na tablicy świetlnej, że 0 będzie za 6 minut decydujesz się iść do domu zamiast podjechać jeden przystanek i jeśli budka z kwiatami będzie jeszcze otwarta (nie jest) kupić tulipany?

Kiedy doszedłszy do domu, a równocześnie do niewesołych wniosków na temat życia i przyszłości, siadasz i jednak piszesz post o wiośnie?  

niedziela, 14 kwietnia 2013

Nadodrze

Zacznę złośliwie, zacznę Masłowską (sięgam na półkę, kartkuję egzemplarz "Kochanie, zabiłam nasze koty"* i cytuję ze strony 115)

Byliście tam kiedyś? To ten wielki postindustrialny dystrykt nad rzeką, opanowany przez rozmaitych niezbyt tryskających osobistym szczęściem emigrantów. Pewnie zresztą niektórzy z was tam mieszkają, cóż, to teraz modne... Dla mnie to ciągle jedna z tych dzielnic, o których bezustannie mówi się, że "ze względu na niskie czynsze coraz więcej artystów zakłada tu pracownie i galerie", "staje się powoli mekką zwiedzionych tanimi mieszkaniami artystów", "powstaje tu wiele knajpek o artystycznym klimacie", "ze względu na dużą liczbę artystów, jest tu wielu artystów" i inne farmazony agentów nieruchomości, chcących ściągnąć histerycznych snobów do tutejszych zawilgłych mieszkań o popsutych żaluzjach i fekalnym zapaszku.



Czemu kiedy to przeczytałam pomyślałam o Nadodrzu? Nieładnie z mojej strony, ale nie da się myśleć o Nadodrzu bez związku z tegoż Nadodrza przemianą. Już jest na etapie dzielnicy, której lubienie, którą się zachwycanie, pod której urokiem pozostawanie (a równocześnie czucie się nieswojo po zmroku na nadodrzańskich ulicach) nikogo nie dziwi.  

Nadodrze jest dzielnicą w trakcie rewitalizacji, kawałek po kawałku anektowaną przez klasę średniej. Estetyka rozpadu - odpadającego tynku, brudnokolorów na fasadach, cegieł w fazie rozkruchu i śladów po kulach na twarzach kamienic - miesza się tu z estetyką knajp z oknami na całą ścianę, jasnymi meblami i posadzkami z lanego betonu.



Krótko: jeśli ktokolwiek z czytelników pisze pracę magisterską na temat gentryfikacji, niech przybywa do dzielnicy i zaczyna badania terenowe.

Wrocławski lud imprezowy liczy, że Nadodrze stanie się lokalną wersją Kazimierza krakowskiego, alternatywnym do Starego Miasta (i równocześnie bardziej alternatywnym, by użyć tego słowa w kolejnym znaczeniu) miejscem weekendowych peregrynacji.


Na Nadodrzu jest masa autentycznie fajnych i ciekawych miejsc, o których na pewno będę pisać i wiele organizacji społecznych działających na rzecz dzielnicy, o których może napiszę. Dlatego drogi Turysto, Podróżniku, studencie Erasmusa, Przybyszu: warto przez Most Uniwersytecki wyjść poza mapę.


*jeśli wiecie kto to hipster, przeczytajcie tę kapitalną powieść