W drodze do nie-wiadomo-jeszcze-gdzie, natknęłam się przypadkowo (co lubię najbardziej), na studium z życia marcepanowych myszek.
Na torcie w formie sera, albo jak kto woli: na serze w formie tortu, oddają się one różnym w większości wdzięcznym czynnościom (za wyjątkiem myszki, która spada na niższy poziom serowej piramidy i strażaka gaszącego pożar -choć kto wie, może akurat strażak lubi gasić?).
Większość myszek nic sobie nie robi ze świata po drugiej stronie szyby, czyli ruchliwego skrzyżowania ulic Kołłątaja i Podwale - ćwiczą karate, podlewają kwiaty, czytają gazety.
Choć mój największy zachwyt wzbudziła myszka fotografująca inne myszki. No bo wyobraźcie sobie - fotografować marcepanową myszkę fotografującą inne marcepanowe myszki (aniołka i diabełka) na tle zółtej sero- i tortopodobnej zarazem konstrukcji! Co jak co, ale właściciel ma wyczucie ducha naszych post-dziejów.
Gdyby ktoś byłby ciekawy, cukiernia nazywa się Furtak.
Blog o Wrocławiu. Ciekawe miejsca, recenzje knajp, porady dla podróżników i nowo przybyłych. / Blog about Wrocław. Sightseeing, reviews, advice for travellers and newcomers.
wtorek, 11 lutego 2014
poniedziałek, 10 lutego 2014
Wzgórze Partyzantów - jaka piękna ruina
Jeśli chcecie się wprawić w nastrój jak z obrazów Caspara Davida Friedricha, czy wierszy poètes maudits, albo po prostu napić się melancholijnie wódki i wypalić papierosa, wybierzcie się na Wzgórze Partyzantów.
Mieszkam w Wrocławiu ponad trzy lata, ale dopiero dzisiaj (które już będzie wczoraj, gdy ten wpis się ukaże) postanowiłam tam wstąpić.


Oczywiście zamiast tego wpisu mógłby być post interwencyjny "Wyremontujmy kolumnadę na Wzgórzu Partyzantów!" z podtytułem "Jak przekształcić służącą libacjom ruinę w miejsce rodzinnych spacerów?", ale nastrój nie ten.
Mieszkam w Wrocławiu ponad trzy lata, ale dopiero dzisiaj (które już będzie wczoraj, gdy ten wpis się ukaże) postanowiłam tam wstąpić.
Wzgórze ma ciekawą (i tragiczną) historię, a partyzanci w nazwie w ogóle nie pasują do jego aktualnego stanu ciała i ducha.
Rzecze Wikipedia, że wzgórze nazywało się początkowo Wzgórzem Miłości. Przez pomyłkę. Myślę, że Wzgórze Miłości Przez Pomyłkę to byłaby idealna nazwa na teraz, bo nie tylko Pablo Marrrlence wyznawał tu miłość, ale i niezliczeni wielbiciele przejrzystej królowej Polski spędzają tu czas na namiętnych pocałunkach z nią, nie mogąc się oderwać od jej zimnych ust.
Oczywiście zamiast tego wpisu mógłby być post interwencyjny "Wyremontujmy kolumnadę na Wzgórzu Partyzantów!" z podtytułem "Jak przekształcić służącą libacjom ruinę w miejsce rodzinnych spacerów?", ale nastrój nie ten.
niedziela, 9 lutego 2014
Wrocławski dom na kurzej nóżce, czyli trzonolinowiec
Wrocław ma swój domek na kurzej nóżce, w którym zamieszkać mogłaby nie jedna Baba Jaga, a kilkadziesiąt.
Jest to słynny trzonolinowiec. O jego unikalnej w skali europejskiej konstrukcji możecie przeczytać w zlinkowanym artykule z Wikipedii. Modernistyczny budynek znajduje się przy skrzyżowaniu ulic Kościuszki i Dworcowej, 5 minut spacerem od dworca.
Przejeżdżając obok w pędzie można nie zwrócić uwagi, że trzonolinowiec jest niczym drzewo z mieszkaniami wyrastającymi z pnia - klatki schodowej. Dla takiego nieuważnego przechodnia, jest to po prostu zaniedbane, krzyczące o remont dziecko real-socjalistycznego budowania. (Mam nadzieję, że mieszkańcy się nie obrażą, jeśli to przeczytają, ale sama zastanawiałam się wcześniej czy jest to normalny budynek mieszkalny, bo jego wygląd idealnie odpowiadał mojemu wyobrażeniu hotelu robotniczego, choć nigdy żadnego hotelu robotniczego nie widziałam).
No ale gdy przechodzień uświadomi sobie, że mieszkaniec trzonolinowca leżąc w swoim łóżku, siedząc przy biurku, albo gotując obiad cały czas wisi w powietrzu, to jednak nabiera względem budynku większego respektu.
Na pewno obowiązkowy punkt zwiedzania dla zainteresowanych architekturą, i dla tych, którzy chcą wyjść poza turystyczną wyliczankę Rynek-Panorama-Ostrów-Hala.
Jest to słynny trzonolinowiec. O jego unikalnej w skali europejskiej konstrukcji możecie przeczytać w zlinkowanym artykule z Wikipedii. Modernistyczny budynek znajduje się przy skrzyżowaniu ulic Kościuszki i Dworcowej, 5 minut spacerem od dworca.
Przejeżdżając obok w pędzie można nie zwrócić uwagi, że trzonolinowiec jest niczym drzewo z mieszkaniami wyrastającymi z pnia - klatki schodowej. Dla takiego nieuważnego przechodnia, jest to po prostu zaniedbane, krzyczące o remont dziecko real-socjalistycznego budowania. (Mam nadzieję, że mieszkańcy się nie obrażą, jeśli to przeczytają, ale sama zastanawiałam się wcześniej czy jest to normalny budynek mieszkalny, bo jego wygląd idealnie odpowiadał mojemu wyobrażeniu hotelu robotniczego, choć nigdy żadnego hotelu robotniczego nie widziałam).
No ale gdy przechodzień uświadomi sobie, że mieszkaniec trzonolinowca leżąc w swoim łóżku, siedząc przy biurku, albo gotując obiad cały czas wisi w powietrzu, to jednak nabiera względem budynku większego respektu.
Na pewno obowiązkowy punkt zwiedzania dla zainteresowanych architekturą, i dla tych, którzy chcą wyjść poza turystyczną wyliczankę Rynek-Panorama-Ostrów-Hala.
sobota, 8 lutego 2014
Deko, część I
sobota, 1 lutego 2014
Wymiana dowodu osobistego - gdzie go odebrać we Wrocławiu?
Jeśli temat Was nie dotyczy, to nie czytajcie, bo będzie to post z gatunku praktycznych, a nie pasjonujących!
Większość z czytelników tego bloga ma pewnie taką sytuację jak ja: jest nadal zameldowana u swoich rodziców, choć od kilku lat mieszka we Wrocławiu. Przychodzi jednak moment wymiany dowodu osobistego.
Zła wiadomość: dowód osobisty można odebrać tylko osobiście. Ale dobra jest taka, że urząd miejski w Waszej miejscowości może przesłać dowód do Wrocławia. Trzeba tylko złożyć odpowiedni druczek w biurze podawczym (przynajmniej w moim UM tak to wyglądało)
I teraz powód napisania tego posta: obecnie dowody przesłane z innych miast można odbierać tylko w filii UM na ul. Gabrieli Zapolskiej 4, a nie w głównej siedzibie UM przy placu Nowy Targ, gdzie oczywiście udałam się w pierwszej kolejności po swój dowód.
Nie przyszło mi do głowy, żeby zapytać do której filii trafia dowód, bo mój tok rozumowania był taki: jeśli w liście z mojego UM nikt nie poinformował mnie o odbiorze w filii, to najwidoczniej odbieram dowód w budynku przy pl. Nowy Targ 1-8.
Jeśli przeczytacie ten post za kilka miesięcy, to najlepiej upewnijcie się w UM czy coś się nie zmieniło, żeby nie odejść z kwitkiem od okienka w niewłaściwej filii.
(Od razu uspokajam, że system numerkowy działa bardzo sprawnie, więc nie ma się co bać wizyty w urzędzie).
Większość z czytelników tego bloga ma pewnie taką sytuację jak ja: jest nadal zameldowana u swoich rodziców, choć od kilku lat mieszka we Wrocławiu. Przychodzi jednak moment wymiany dowodu osobistego.
Zła wiadomość: dowód osobisty można odebrać tylko osobiście. Ale dobra jest taka, że urząd miejski w Waszej miejscowości może przesłać dowód do Wrocławia. Trzeba tylko złożyć odpowiedni druczek w biurze podawczym (przynajmniej w moim UM tak to wyglądało)
I teraz powód napisania tego posta: obecnie dowody przesłane z innych miast można odbierać tylko w filii UM na ul. Gabrieli Zapolskiej 4, a nie w głównej siedzibie UM przy placu Nowy Targ, gdzie oczywiście udałam się w pierwszej kolejności po swój dowód.
Nie przyszło mi do głowy, żeby zapytać do której filii trafia dowód, bo mój tok rozumowania był taki: jeśli w liście z mojego UM nikt nie poinformował mnie o odbiorze w filii, to najwidoczniej odbieram dowód w budynku przy pl. Nowy Targ 1-8.
Jeśli przeczytacie ten post za kilka miesięcy, to najlepiej upewnijcie się w UM czy coś się nie zmieniło, żeby nie odejść z kwitkiem od okienka w niewłaściwej filii.
(Od razu uspokajam, że system numerkowy działa bardzo sprawnie, więc nie ma się co bać wizyty w urzędzie).
środa, 15 stycznia 2014
[Most Tumski] "Od Kwiatuszka dla Serduszka", albo od włoskiego zwyczaju do kiczu
Uwielbiam mosty. Żeby zbudować brzydki most trzeba się postarać, bo matematyka stoi na straży.
Jednak mosty w miastach mniejszych i większych infekują się jeden od drugiego chorobą zakaźną: kłódkozą sentymentoidalną (za którą podąża erupcja bazgrołozy).
Nie przeczę, że gdy w jakimś europejskim mieście (gdzie? - tu nawet Wikipedia pląta się w zeznaniach, bo co język to inna legenda) zawisła pierwsza kłódka miłości mogło to być nowatorskie.
Ale gdy zakłódkowanych mostów są już tysiące, urok nowości dawno przebrzmiał i z sympatycznego zwyczaju robi się mniej sympatyczny kicz.
We Wrocławiu syndrom ten dotknął Mostu Tumskiego
A Wy co sądzicie o kłódkomanii?
Jednak mosty w miastach mniejszych i większych infekują się jeden od drugiego chorobą zakaźną: kłódkozą sentymentoidalną (za którą podąża erupcja bazgrołozy).
Nie przeczę, że gdy w jakimś europejskim mieście (gdzie? - tu nawet Wikipedia pląta się w zeznaniach, bo co język to inna legenda) zawisła pierwsza kłódka miłości mogło to być nowatorskie.
Ale gdy zakłódkowanych mostów są już tysiące, urok nowości dawno przebrzmiał i z sympatycznego zwyczaju robi się mniej sympatyczny kicz.
We Wrocławiu syndrom ten dotknął Mostu Tumskiego
A Wy co sądzicie o kłódkomanii?
piątek, 20 grudnia 2013
Wrocławskie murale: "Szeruj cukier z sąsiadem" ul. Jedności Narodowej/Kilińskiego/Prusa
Gdy wyszukałam na YouTube fragment wieczorynki z Jackiem i Agatką to wydała mi się bardzo staroświecka - pozbawiona tego retro-uroku, który mają niektóre stare rzeczy i zdjęcia z Instagramu.
Ale mural jackoagatkowy jest uroczy. Na śródmiejskim podwórku pacynki zachęcają do dobrosąsiedzkich stosunków, z ich nieodłącznym symbolem - dzieleniem się cukrem.
Swoich wrocławskich sąsiadów z klatki znam tylko z widzenia. I nie czuję braku. Pewnie większość ludzi z mojej generacji tak ma. Może coś tracimy?
A zatem... Zamiast szerować kontent na fejsie, szeruj cukier!
Ten mural nie jest aż tak łatwy do znalezienia, jeśli ma się tylko adres. Znajduje się na podwórku między ulicami Jedności Narodowej, Kilińskiego i Prusa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)