Jednak mosty w miastach mniejszych i większych infekują się jeden od drugiego chorobą zakaźną: kłódkozą sentymentoidalną (za którą podąża erupcja bazgrołozy).
Nie przeczę, że gdy w jakimś europejskim mieście (gdzie? - tu nawet Wikipedia pląta się w zeznaniach, bo co język to inna legenda) zawisła pierwsza kłódka miłości mogło to być nowatorskie.
Ale gdy zakłódkowanych mostów są już tysiące, urok nowości dawno przebrzmiał i z sympatycznego zwyczaju robi się mniej sympatyczny kicz.
We Wrocławiu syndrom ten dotknął Mostu Tumskiego
A Wy co sądzicie o kłódkomanii?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz